Wróciłam z wakacji, a w raz ze mną moja nieprzyzwoicie opalona skóra - niestety nie przystosowałam się do rad jakie sama opisywałam i z lubością wygrzewałam się na słońcu bez czapki ;) Efekt jest taki, że wyglądam jakbym była ze wsi...
Został mi jeszcze tydzień do rozpoczęcia szkoły (a to oznacza, że będę musiała rzadziej pisać), ale nie obędzie się on bez niespodzianek. Nie mogłam przebywać w Budapeszcie i nie odwiedzić ulicy Falk Mitsy - ulicy słynącej z obfitości antykwariatów! Zobaczyłam tam również dosyć zabawny zakład fryzjerski - wyglądający jak z lat 50, a w środku pełen starszych kobiet. Zresztą peruki na manekinach nie pozostawiały cienia wątpliwości jak obcinają tam włosy. Westchnęłam i wzięłam się w garść, bo jak się zapuszcza włosy, to się ich nie obcina!
W antykwariatach znajdowały się zarówno stare parasolki z edwardiańskich czasów (które były tylko dekoracją ku utrapieniu mojej siostry), meble z lat 20. (wyglądem przypominające te z Gatsby'ego), jak i coś, co nabyłam po rozsądnej cenie 3800 forintów węgierskich (około 50 zł). Są to oryginalne "kocie okularki" z lat 50. Wystarczyło je wyczyścić i wyglądają jak nowe.
W innym antykwariacie podziwiałam parasolkę z lat 20 (automatycznie otwieraną!), suknię ślubną z lat 50/60 (wyglądającą jak z 30), toczki i rękawiczki z 1950 (niestety te ostatnie kiedyś skurczyły się w praniu i były na mnie za małe).
Chwilowo moim priorytetem stał się New Look Dior - postanowiłam zrealizować kompletny strój (a najbardziej chciałabym żakiecik!).
Hmm, no to już koniec tego "ogólnikowego" posta :D Mam nadzieję, że niespodzianka jaką wymyśliłyśmy z Eleonorą się uda...