sobota, 30 sierpnia 2014

Sukienkowa wishlista!

Stwierdziłam ostatnio, że muszę zrobić sukienkową wishlistę. Za dużo strojów mi się podoba, a nie chcę ich zgubić w odmętach mojej świadomości. :D Wishlista NIE jest poukładana od tej najbardziej chcianej do najmniej - nie mogłabym się zdecydować, którą sukienkę wolę! Po prostu jest to lista sukienek jakie chciałabym kiedyś mieć/uszyć.

SUKIENKA Z TARTANU MOLLY GIBSON
Ach, odkąd przeczytałam "Żony i córki" marzę o sukience z tartanu Molly Gibson. Bohaterka zamówiła taką u krawcowej i odtąd w mojej wyobraźni taka sukienka cały czas się przewija. Sukienka jest z roku 1827. Mogłabym taką mieć po prostu w kratę. 

Przykład takiej sukienki z filmu:

zdjęcie złej jakości, innego nie znalazłam
Chociaż  nie przepadam za latami 30 w XIX wieku o taką sukienkę bym się pokusiła:


SUKIENKA LADY ROSE Z DOWNTON ABBEY
Lady Rose ma mnóstwo pięknych sukienek i chciałoby się mieć każdą z nich, ale tylko jedna zapada mocno w pamięć. 


jak już zauważyliście jest to robe de style o której miałam kiedyś post

SUKIENKA DO TEATRU LUCY SNOWE
W książce Charlotte Bronte "Villette" główna bohaterka Lucy Snowe zawsze ubiera się popielato i szaro. Próbuje zmieszać się z tłem. Tylko raz ubrała różową sukienkę i było to wtedy kiedy szła do teatru. Akcja powieści działa się (chyba) w latach 40 XIX wieku. Sukienka mogła więc wyglądać jakoś tak:




SUKIENKA JOAN CRAWFORD
Puszysta, biała sukienka z lat 30 z filmu "Letty Lytton". Noszona przez Joan Crawford.



TIURNIURA LILLIE LANGTRY i SUKIENKA IRENE ADLER
Czego by nie powiedzieć w XIX wieku na pewno uwielbiam jedną dekadę - lata 80., czas tiurniur. Z jednej strony mam do niej sentyment przez Sherlocka Holmesa, a z drugiej po prostu podobają mi się tam suknie.
Podobają mi się szczególnie dwie tiurniury.
Jedna pochodzi z 1885 roku i była noszona przez Lillie Langrty:




Druga jest sukienką Irene Adler z pierwszej części "Sherlocka Holmesa":




Jak już pewnie zauważyliście nie ma tu sukienek retro. No, cóż prawda jest taka, że nie potrafiłabym wybierać spośród sukienek z lat 50-tych "tej jedynej". Wszystkie według mnie są piękne. 

I jak wam się podoba moja wishlista? :)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Złote Popołudnie - czyli spóźniony post

Minął już tydzień od tego wspaniałego wydarzenia, a ja ciągle dobrze je wspominam. Przed wami moja spóźniona (niestety!) relacja ze Złotego Popołudnia.

Dziewiętnastowieczny piknik zbliżał się wielkimi krokami, a nadal nic nie było gotowe! Suknie rozprute, brak szpilek i wachlarzy - ach, co zrobić? Szalona bieganina od rana do wieczora, odgłos maszyny do szycia późnym wieczorem, desperackie próby upchnięcia wszystkiego w małej walizce. Do tego dochodzi jeszcze kwestia dojazdu do Brzeska. Panika, krzyki, zdenerwowanie - i już jest - Złote Popołudnie. 

Część Krynoliny w tym ja, Eleonora, Ela, Maqda i Gabrielle przebrałyśmy się w pociągu (spóźnionym!). Następnie stojąc obok stacji i budząc usprawiedliwione zdumienie wśród otaczających nas ludzi myślałyśmy gorączkowo jak dostać się do Pałacu Goetz. Jakoś nie miałyśmy ochoty iść tam na piechotę, zwłaszcza, że byłaby to daleka droga. Zbawieniem okazał się pan taksówkarz. Jakoś upchnęłyśmy siebie i nasze bagaże do małej taksóweczki i pojechałyśmy. 

Wysiadłyśmy przez przepięknym pałacem - Pałacem Goetzów Okocimskich. Pałac wzbudził we mnie wielki zachwyt - uwielbiam starą architekturę. Pałac był olbrzymi, tak samo jak ogród. Stałyśmy przez chwilę przed bramą, ale na szczęście pewien dżentelmen zaofiarował pomoc w zaniesieniu bagaży. Ulżyło nam znacznie. 

Następnie spotkałyśmy się z resztą Krynoliny. Przeszłyśmy się trochę po ogrodzie, a potem nastąpił pokaz bielizny (w którym nie brałam udziału, tylko robiłam zdjęcia). 



\



Miałyśmy też piknik w wspaniałym ogrodzie. Jedzenie było dobre, potem już w ogóle nie byłam głodna. Niestety, podczas, gdy my piknikowałyśmy zdarzyło się wiele rzeczy. Ominęła mnie więc Maszyna Latająca, sowy, które można było potrzymać na rękach i wiele, wiele innych rzeczy. Zdążyłam na szczęście na pokaz filmu "Bal utracony".

Ach, ten bimber...

Ale prawdziwy bal rozpoczął się dopiero o 19, tuż po pokazie mody historycznej! Pokaz ten był bardzo udany, chociaż na chwilę przerwała go mysz, która biegała jak szalona po pałacu. Po spłoszeniu gości nagle się ulotniła (czyżby ukryła się pod  krynoliną Porcelany?).


Przed balem w naszym pokoju był wielki pośpiech. Wszyscy próbowali wcisnąć się w swoje gorsety, naraz wiążąc gorsety innych osób. Ja ubrałam tylko gorset i zmieniłam górną część stroju na balową (Brzmi łatwo i szybko? Tak nie było). Kiedy już byłyśmy ubrane i gotowe zeszłyśmy na dół. Ominęła nas część tańców czego bardzo żałuję. Zatańczyłam trzy tańce i kiedy stwierdziłam, że bardzo mi się to podoba - bal skończył się.





Mój strój (uszyty dla koleżanki Eleonory, ale go wypożyczyłam :D):

PRZED BALEM:

NA BALU:


Jak widzicie cofnęłam się trochę w czasie do...XIX wieku! :) 

Po balu obejrzałyśmy jeszcze "Księżycowy Walc" tańczony przez Szkołę Tańca Jane Austen. Następnie ja, Eleonora, Maqda i Gabrielle musiałyśmy z żalem opuścić to wspaniałe miejsce.