Podczas remontu wiele rzeczy znajdujemy, ale nic chyba nie przebije około dwudziestu książek z okresu międzywojennego, które moja mama uratowała od makulatury. Są tam powieści z 1921, ale znajdą się też z lat 60.
Złapałam więc pierwszą lepszą książkę (tematów na posty mam teraz olbrzymią ilość) i przeczytałam tytuł. "Almanach świata kobiecego", rok wydania: 1926. Najpierw może wyjaśnię co znaczy "almanach" (ach, kochana wikipedia) : Publikacja (najczęściej rocznik) lub jednorazowa, zawierająca zebrane artykuły i informacje dotyczące wielu lub jednej dziedziny życia.
Oczywiście, w przerwie między malowaniem ścian zapalczywie wciągnęłam się w ten poradnik.
Znalazłam tam nie tylko ciekawe opowieści i historyjki, ale również dział poświęcony pielęgnowaniu urody. Dodatkowym zaskoczeniem były podane "przepisy" na różnorakie mleczka, płyny, kremy na usuwanie opalenizny i wybielanie dłoni. Oprócz tego nie zabrakło również szczegółowych opisów co zrobić, gdy jest się otyłym albo zbyt szczupłym, gdy ma się tłustą skórę albo suchą. Niestety, większość składników tych preparatów trudno znaleźć na dzisiejszym rynku (albo chociaż zrozumieć ich nazwę!).
Ale ja się tak łatwo nie poddaję. Jako, iż chwilowo nie mam zbyt wiele czasu postanowiłam zrobić mleczko do mycia twarzy i dłoni .Jak je zrobić - podaję tutaj:
Najpierw musiałam uszyć woreczek. Całkowitym żółtodziobem w szyciu nie jestem, więc większość roboty wykonałam sama, ale Eleonora musiała pomóc mi przy "gumce". Ogólnie moje opakowanie na otręby to taka mała, brzydsza wersja regencyjnego reticule. :D Potem do środka wsypałam otręby i zacisnęłam.
A teraz o użyciu. Woreczek zamoczyłam według polecenia w wodzie i wycisnęłam. Wypłynęło z niego coś pomiędzy mleczkiem, a kleikiem. Starannie się tym umyłam i ku mojemu zaskoczeniu moja twarz wydawała się bledsza. Oczywiście, mówię jak na razie o jednorazowym użyciu, zobaczymy co z tego wyniknie jak będę tego używać częściej ;) Moja siostra również się na to skusiła :D
O mleczku to na razie tyle, ale jeszcze o nim napiszę. Niestety, w poniedziałek wyjeżdżam na dwa tygodnie, więc nie będę mogła odpowiadać na komentarze (chyba, że znajdę wi-fi). Jeśli chodzi o posty blogger ma pewien miły dodatek, który pozwala ustawić czas ich publikowania, więc na moim blogu nie będzie pusto...
P.S
Przepraszam za słabą jakość zdjęć, ale gdzieś zapodziałyśmy aparat w tym bałaganie T_T
Niezwykłe znalezisko. Koniecznie daj znać, jak działa mleczko przy częstszym używaniu, jestem bardzo ciekawa. Może sama się skuszę.
OdpowiedzUsuńJasne, że dam znać :D Okropnie się cieszę, że znaleźliśmy te książki, a szczególnie tą...przepis jak widzisz nie jest szczególnie skomplikowany ;)
UsuńWiem, co czujesz. Kiedyś mój domownik znalazł skórzaną walizę pełną gazet z II wojny światowej zachowanych w idealnym stanie :D Do tej pory mam z tego radochę, choć szkoda, że nie ma tam żadnych urodowych skarbów.
UsuńNie ważne o czym, ważne z jakiego roku! :) Jeśli szukasz czegoś o urodzie to na ebayu można kupić "Girl Annual" z lat 50 ;) Ja jeden egzemplarz tego cuda nabyłam w Edenburgu.
UsuńAle macie skarby w domu! Nie ma nic piękniejszego niż przeglądanie takich starych, zakurzonych książek... Jestem bardzo ciekawe, jakie to mleczko okaże się po dłyższym stosowaniu :)
OdpowiedzUsuńJa też chociaż trochę się tego obawiam...a nuż będę wyglądać jak jakaś gejsza? :) Wydaję mi się jednak, że to mleczko nie ma aż tak mocnego działania ;)
UsuńFajny pomysł z tymi otrębami, będę musiała wybróbować ;) To musiało być niesamowite - odkryć w domu takie stare skarby! :)
OdpowiedzUsuńWierz mi było! A jak zobaczyłam te receptury na różne kosmetyki to już w ogóle... :D
Usuńdość ciekawy pomysł na mleczko :)
OdpowiedzUsuńJaponki używały w ten sam sposób otrąb ryżowych. A poduszeczka z otrębami służyła im do mycia całego ciała.
OdpowiedzUsuń