12 sierpnia 1956 rok
Drogi pamiętniku,
W poprzednim wpisie wspominałam już, że zamierzam uprzątnąć strych. Mój strych - strych pełen brudnych, niepotrzebnych rzeczy! Kiedy już poradziłam sobie z myszami (ach, cóż to była za walka!) znalazłam starą, ozdobną szkatułkę. Ciekawa tego co jest w środku otworzyłam ją szybko i...zgadnij co znalazłam? Oprócz paru sztuk biżuterii i rękawiczek (pięknych, z prawdziwej skóry) znalazłam oto ten wycinek z gazety. Prosto z 1824 roku!
Le Journal Des Femmes
wrzesień 1824
DAMSKIE TOWARZYSTWO LITERACKIE ODBYWA ZLOT W BRIGHTSAND
Jak
już zapowiadaliśmy w poprzednim numerze naszego miesięcznika w dniach
12-14 września odbył się w Brightsand zlot Damskiego Towarzystwa
Literackiego. Zgodnie z obietnicą nasz tajemniczy korespondent
dostarczył nam relacji z tego wydarzenia.
"Najpierw
rzecz jasna musiałyśmy przyjechać" - opowiada korespondentka -
"Niestety nastąpiły drobne trudności z dojazdem i wiele pań się
spóźniło. Panie, które przybyły tam wcześniej z niecierpliwością
wyczekiwały reszty. Kiedy wreszcie się zebrałyśmy, siadłyśmy do kolacji.
Ale co to była za kolacja! Doprawdy, nigdy jeszcze nie jadłam podobnych
dań, a muszę przyznać, że nawet po spotkaniu tęskniłam jeszcze za nimi.
Ach, zbaczam z tematu! Przepraszam, ale zaiste trudno jest się
powstrzymać, kiedy się sobie przypomni tort zrobiony przez służbę - pewna
pani (przykro, mi ale nie wolno mi wymienić jej nazwiska, by nie
narazić ją na upokorzenie) naprawdę dobrze się spisała zarządzając nią!
Dobrze, już dobrze, mówię dalej. Po kolacji, krótko tańczyłyśmy, ale
ponieważ byłyśmy zmęczone szybko położyłyśmy się spać. Następnego dnia
tuż po spożyciu wspaniałego śniadania ruszyłyśmy na wzgórze, by
pospacerować. Po chwili usiadłyśmy jednak w trawie i szkicowałyśmy
piękne widoki, jakie stanowiły drzewa i skały. Wierzcie mi, musiał to
być zaiste pocieszny widok - tyle panien, które przysiadłszy na ziemi,
rysowały zawzięcie kamienie. Niestety po pewnej chwili zaczęło padać -
najpierw jedna kropla, potem druga - zmuszone byłyśmy wrócić do domu.
Tam jednak czekały na nas ciasteczka i gry literackie. Doprawdy zabawne
powstały wtedy wierszyki! Po chwili przybył portrecista, który podczas,
gdyśmy się zabawiały szkicował nasze obrazy. Po sutym obiedzie, kiedy
się rozpogodziło, ruszyłyśmy z powrotem na wzgórze. Tym razem zajęłyśmy
się graniem w przeróżne gry. Nie mogło zatem zabraknąć krokieta, Game of
Graces i gry w bule. Przy tej ostatniej ubawiłam się zacnie, gdyż nie
mogłam odnaleźć brązowej kulki w trawie. Gotowa byłam już uwierzyć, że
przepadła na zawsze, ale na szczęście w końcu ją znalazłam. Zmęczona tą
czynnością udałam się na ławkę, gdzie odbyłam miłą rozmowę z pewnymi
paniami z Towarzystwa. Następnie wróciłyśmy, by przebrać się w suknie
balowe. Tańce odbyły się naprawdę niezwykle, żałuję jednak, że nie mogę
wymienić z nazwiska naszych cudownych nauczycielek - dziękuję im mimo to
za wspaniałą zabawę! Ach, jednak prawdziwa zabawa rozpoczęła się potem.
Razem z pewnymi pannami odbyłyśmy amatorski teatrzyk - cóż to były za
przygotowania! Sztuka ta nazywała się "Nieszczęsna
Personida. Tragedia antyczna w jednym akcie". Następnie odbyłyśmy
zabawę "żywe obrazy". Nie jestem nawet w stanie wyrazić jak bardzo
śmieszni wydawali mi się wszyscy w tym momencie! Zresztą nie powinnam
tak mówić, jeśli sama odwzorowałam borsuka i maskę. Po tym wszystkim
przeszłyśmy do drugiego domu, by udać się na spoczynek. Na polu było
zimno i ciemno, ale na szczęście jedna z panien miała przy sobie
latarnię. Śniadanie odbyłyśmy w zaiste zabawnych okolicznościach - w
bieliźnie! Wiem, że wiele osób teraz odłoży tą gazetę z zgorszeniem, ale
zanim to zrobicie usprawiedliwię nas przynajmniej trochę - wcześniejszy
wieczór był zaiste ulewny, a suknie nasze nie zdążyły jeszcze do końca
wyschnąć! Jest to myślę, rozsądny powód przez który nie byłyśmy ubrane.
Niestety po kolejnym spacerze na wzgórze, musiałyśmy już wyjeżdżać! A
doprawdy wspaniale spędziłyśmy ten czas!"
Naprawdę
uważam to za prawdziwe szczęście! Takiego antyku nie znajduje się od
tak! Myślę poważnie, czy nie dać tego wycinku do muzeum?
 |
Debiutantki ;) |
 |
Bieg przez trawę, czyli wielce gorszące zajęcie |
 |
Tort, za który podziękowania należą się Asi ;) |
 |
Górny rząd: Alicja, ja, Marylou, Melancholia, Kasia, Kajani, Asia, Loana Dolny rząd: Eleonora, Ada, Caeruleus Berolinensis, Maqda i Dorfi | |
|
 |
Amatorski teatrzyk ;) |
 |
Tańce! |
 |
Żywe obrazy :D |
 |
Żywe obrazy - jestem borsukiem |
 |
Żywe obrazy - tym razem jestem maską |
MÓJ STRÓJ:
Suknię uszyła mi Eleonora :D Zaś, jeśli chodzi o spencer kawałek szyłam ja z Kasią a rękawy i kołnierz Eleonora ;)
 |
Radosny bieg :D |
 |
Melancholijna ja... |
 |
Strój na zimniejszą pogodę - spencer ;) |
Dziękuję wszystkim za wspaniale spędzony czas! :D